09.03.2012 20:37
Ten pierwszy raz vol. 2 - Jazdeczka !!!
…No wstań, bo
spóźnisz się do pracy. Otwieram oczy. Podrywam się z
łóżka i w pośpiechu wrzucam na siebie ciuchy. O kawka
Dzieki :-*
Kurtka, plecak, aktówka – ok
wszystko mam. Teraz bieg do samochodu i ogień do pracy. Pogoda
średnia, droga wilgotna na termometrze -1. No to szału nie ma :/
i jak tu odebrać maleństwo? Dobra jestem w pracy – nie
spóźniłem się, jest ok. Telefon to tu, to tam, niepewność,
droga coraz bardziej sucha. Na termometrze 0 stopni. Nadal nic
nie pada, 1 na plusie. No jest szansa… Oby, bo opcja
przywiezienia jej samochodem się skiepściła, 2 na plusie. Wypadam
z pracy, w furę i ogień do banku. O nie ma kolejki –
świetnie!
Do domu. Spotykamy się z ojcem prawie w jednej
chwili. Co obiad? Jaki obiad? Ja coś przełknę? No dobra niech
będzie, niewiadomo o której dotrzemy z powrotem. Zjadam na
prędkości, spojrzenie przez okno nic nie zapowiada złej pogody.
Ubieram się w pośpiechu zgarniam gadgety i do samochodu. W
drogę.
Na
miejscu wszystko zgodnie z planem i bez niespodzianek. Co prawda
było dogadane ewentualne odebranie maleńkiej w późniejszym
terminie, ale w tych warunkach atmosferycznych… Odpalam
– zaczyna mruczeć, ona się rozgrzewa ja się ubieram.
Sprawdzenie świateł, hebli, klakson jest, ustawiam lusterka. Na
przyzwyczajenie się do jazdy na czymś mocniejszym mam 2 metry
przed wjazdem na 3 pasówke.
Wbijam jedynkę i przed siebie. Osz żesz
fuck! Jestem na środkowym i ch*j bombki strzelił – lusterko
mi się złożyło i lata jak chorągiewka na wietrze! A muszę zejść
na lewy
i zawrócić. No dobra udało się. Zjazd na
pierwszy przystanek. Śrubka się poluzowała. Wyciągam klucze,
dokręcamy – ok. przed siebie…
Nierozgrzane oponki, ja się przyzwyczajam do
przemieszczania moją maleńką, koniec lutego, na termometrze
ledwie +2 a co trzeci kierowca stający w moim pobliżu na
światłach z ułańską fantazją i uporem godnym wyższej sprawy ryczy
silnikiem co najmniej jak by uważał że mam jakąkolwiek ochotę się
z nim ścigać. No bez jaj z czym do ludzi w tym Civicu, Ty no może
Sejakiem na kreskę staniesz? Jadę więc spokojnie emeryckim
tempem. Nie znam sprzętu, oponki niby w dobrym stanie, ale parę
lat mają i kwalifikują się z uwagi na to do natychmiastowej
wymiany, do tego temperatura nisko, czyli jednym slowem zero
przyczepnosci i znajomosci sprzetu, więc bez szaleństw. Leje na
prowokatorów, najwyżej kilku będzie mogło pochwalić się
swojej szesnastoletniej narzeczonej jak to się ze ścigaczem
łapali… Uczę się w praktyce omijania studzienek,
przejeżdżania przez tory, wyłapywania dziur i uskoków w
jezdni, jednocześnie trzeba jeszcze zmieniać biegi i uważać na
innych kierowców. Patrzę na wskaźnik temperatury. Pacze,
pacze co ja pacze? Coraz cieplej maleńkiej. No nic dziwnego, jak
właściciel
w korkach stoi jak ta pi*da jadąc motocyklem.
Dobra dorga chyba sucha, można troszkę ją ostudzić.
Wbijam
1 – start, o kurde to naprawdę ładnie idzie, 2 bujam się
troszkę po pasie to w lewo to w prawo co by ją dobrze wyczuć.
Wiem już mniej wiecej co i jak. Bardzo ładnie reaguje. Światła.
Jeden – przelatuje koło jakichś samochodów, szybki
kierunek i na lewy pas, 2 manetka się odwija, coraz większy
spokój i luz, coraz mniej się spinam, 3 ładnie to idzie.
Ale ok, bez cfaniaczenia mialo być, żeby nie przepałować…
Zaczynam powoli przeskakiwać pomiędzy samochodami. O znów
korek. Nie no dobra nie będę katował silnika. Z drogi śledzie
motÓr jedzie! Wpasowuje się między 2 rzędy puszkarzy
i dojeżdżam do świateł. Zwalniam a tu cyk zielone, no to do
przodu...
I tak
znalazłem się w dość dziwnej okolicy o gęstej zabudowie. Jezdnia
za szeroka na 1 samochód ale 2 ledwie się mieszczą, brak
pasa rozdzielającego. Jest już po zmroku. Zapomniałem włączyć
długich… Jadę spokojnie sporo puszek, do tego droga
dziurawa. Co jakiś czas kogoś łykam ale spokój, opanowanie
i nie kozaczenie. Mijam jakiegoś SUVa, w połowie samochodu nagły
ruch kierownicy wprost na mnie, po czym odbicie. Ja po heblach i
lekko odbijam.
Specjalnie, czy mnie nie zauważyła? Niby na
dworze chłodno a mi jakoś nagle gorąco się zrobiło. Ok. nie będę
za pindą jechał bo po takiej nigdy nie wiadomo co zrobi.
Samochodem też nie lubię za takimi jeździć. Wskakuję przed nią.
O tu są 2 fajne winkle. Nie
sprzęt, lecz technika… Na pierwszym są tory tramwajowe
przez środek, więc można pomarzyć. Drugi zaczyna się tuz za
nim… O fajnie – nie tylko jedzie, ale też skręca.
Światła. Ludzie na przystanku się gapią. Pewnie mają mnie za
idiotę biorąc pod uwagę +2. Obniżam pozycję – ale
fajnie jak się człowiek na baku położy… Nic nie wieje,
hehe. Przyjemnie idzie – dobra tylko nie wbijać jej za
bardzo na obroty. Podobno CeBRy od około 9K idą. O żesz Ty w ...
no nie ważne co ja tam sobiep omyślałem, ale faktycznie od 9K jak
sie ma spodnie materiałowe, to zaczynają się nogi do tyłu
przesówać. Świerzaki mają to do siebie, że lubią
przepałować, więc szybko się ogarniam (chyba :P). Zakręt w lewo.
Dług zakręt. Zakręt kuszący, wyłożony dobrym asfaltem zakręt.
Zakręt wołający, żeby sobie na nim poużywać. Przylegam do
maleńkiej zaczynam wypychać kierownicę, przechylam się na bok,
idzie jak przyklejona (ta jasne - na starych oponach przy +2),
wyjście i… No i heble :/. Swoją drogą jak człowiek siedzi
za sterami, to ma chyba wrażenie o wiele większego przechyłu niż
naprawdę ;). Tu kończy się moja wycieczka. Zjeżdżam na parking.
Smutno zsiadać. Kto wie kiedy przelecimy się następnym razem?
Hmmm może jutro? Zajmuję miejsce na parkingu, wyjmuje kluczyk.
Maleńka zapada w sen. Ostatnie spojrzenie w jej stronę. Jest
śliczna – taką właśnie sobie wymarzyłem.
Ilu ludzi, tyle opinii ale ja jestem w niebo
wzięty czując pod sobą wibrujące ciałko mojej CBRki. Czuję
respekt, bo to nie kursowo – egzaminacyjne toczydełko w
stylu YBRki, czy GSa, ale z motongami jak z psami – jeśli
właściciel boi się własnego, to powinien głęboko się zastanowić
czy ma to sens? Szacunek i strach to dwa różne
uczucia…
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (7)
- O moim motocyklu (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)