17.10.2012 13:05
Pierwsze kroki a w zasadzie kilosy nawinięte na kółko.
Niestety tak sybko się to nie stało. Na początku przyszedł czas na przygotowanie maszyny do sezonu.
Wraz z kolegą a dokładnie kolegami, którzy już swoje motocykle jakiś czas posiadali zabrałem się do pracy przy CBRze. Dużo owej pracy nie było w zasadzie tylko filtr, olej, przegląd hebli, płynów - wszystko zajęło kilka godzin z czego zdecydowaną większość zdejmowanie i zakładanie plastiku na moje moto.
Pokręciłem się troszkę po Wawie, poznałem na własnej skórze zagrożenia jakim musi się przeciwstawić motocyklista w miejskiej dżungli i w tej radosnej atmosferze przystąpiłem do planowania pierwszej eskapady.
Daleka ona może nie była, ale wyruszyłem wraz z motocyklistami z jednego z for i zaprzyjaźnionymi do Sandomierza na otwarcie sezonu wycieczkowego. Dość przyjemna trasa, fajne towarzystwo i pierwsze doświadczenia w stylu co byś nie zrobił i tak Ci du*ę obrobią... zwłaszcza żeby wybielić niedostatki szkoleniowo - umiejętnościowe u siebie, lub swoich bliskich. Wyjazd oceniam na plus - zdecydowanie fajna rozgrzewka przedsezonowa i większość motonitów również sympatyczna.
Coświęcej o wycieczce.
Spotykamy się rano na jednej z wyjazdówek z Wawy. Pełne baki + puste pęcherze... Dzielimy się na kilka ekip. Ego nie pozwala mi na nic innego jak wyruszenie z grupą w większości "sportową". Już po kilku kilosach prowadzącego przy prędkości naprawdę dość spokojnej trafiają z lasera. Pechowiec zostaje na poboczu, część ekipy jedzie dalej, część (w tym ja) zatrzymuje się co by tak swojaka nie zostawiać. Po szybkim haśle że dojedzie ruszamy dalej. Z drogi nic w zasadzie ciekawego, no może poza leżącym na środku jezdni ciężkim metalowym przedmiotem przypominającym tłok, a wielkością puszkę :/ i małej niegroźnej parkingówce przy zawracaniu na zakręcie 180 stopni - prawdopodobnie chłoakowi uśliznęło tylne koło i klap. Crash pady i kufer uchroniły moto w 100%.
Na miejsce dojeżdżamy w świetnych nastrojach. Weekend mija wesoło i motocyklowo z dodatkiem zwiedzania i wieczornym wznoszeniem toastów.
Powrót do Wawy w bardzo delikatnie odmiennym składzie, jednak przez większość drogi bardzo silny wiatr i walka z żywiołem. Siła tego wiatru była taka, że wszystkie moto nawet te jadące z plecakami były na prostej drodze dość mocno pochylone, co wyglądało conajmniej ciekawie, a ja na CEBrze przeklinałem orginalną owiewkę i stojąc na podnóżkach starałem się doprowadzić moto do jako-takiego pionu.
Z ciekawostek dowiedziałem się ile motocykli może zmieścić się na mały prom w miejscu jednego samochodu.
Był też element nauki - tuż za Warszawą na rondzie pojechałem zbyt ciasno, najechałem na łatę piasku, do tego wcześniej zacząłem hamować i z lekko co prawda ale jednak wciśniętym heblem wpadłem w owy piach. Z relacji kolegi za mną "o stary już cię z gleby myślami zbierałem". Moto udało się wyprowadzić, a na dalszych rondach trenowałem sobie kąt wejścia i wyjścia, oraz dostosowywanie prędkości do warunków i umiejętności.
Nie ma co ściemniać dałem d*** i dobrz, że się skończyło jak się skończyło.
Bagaż na wycieczkę wpadkowałem w plecak, ten w niebieską nieprzemakalną torbę zakupową najsłynniejszego producenta mebli rodem ze skandynawii i przypiąłem pamiętającymi Gierka linkami.
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (7)
- O moim motocyklu (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)