23.10.2012 11:06
Nie po to Cie urodziłam i tyle lat wychowywałam, żebyś się na motocyklu zabił !!!
Wielu motocyklistów ma spory problem
z "posiadaniem" motocykla. Jest to często problem największy ze
wszystkich związanych z naszymi końmi.
Tym problemem jest
nic innego jak ... RODZINA.
Podczas rozmów, czy czytając Wasze
teksty niejednokrotnie napotykam na zdania typu"
"Trzymam
maszynę u kumpla, rodzina nic nie wie".
"Zarobiłem, kupiłem
i czasem coś ściemniam w domu, żeby polatać, jak bym się ujawnił,
to by mnie wyrzucili/wydziedziczyli/dali szlaban do końca
życia".
"Pół rodziny ze mną nie rozmawia, babcia
mówi, że jestem samobójcą".
Rodzina to coś co daje nam wsparcie w
ciężkich chwilach, chcemy móc n kimś polegać i wiedzieć,
że ten ktoś jest po naszej stronie, żeby nie wiem co.
Postanowiłem napisać ten osobisty tekst, żeby podziękować mojej
rodzinie za podejście i za to jacy są.
Z moim motocyklizmem zaczęło się jak u
większości chłopaków z "moich czasów". Dziadek
woził mnie na baku Ogara, który był wówczas dla
mnie "Bogiem mocy".
Wspólne wycieczki po okolicy były
niczym wyprawy po europie, a odwijanie manetki rodziło
najwspanialsze przeżycia. Potem kręciłem się na Romecie
Pony, a następnie już sam na Ogarze. Gdy tylko osiągnąłem
odpowiedni wiek (13 lat o ile dobrze pamiętam) wyrobiłem kartę
motorowerową i pojechałem na Ogarze na cmentarz pochwalić się
Dziadkowi, któryniestety nie widział mnie samodzielnie i
legalnie latającego. Gdy Ogar stał się "za mały"
przesiadłem się na Osę (własnoręcznie poskładaną przez mojego
Dziadka). A potem nastąpiło kilka lat przerwy.
Gdy w ubiegłym roku postanowiłem zrobić prawo jazdy kat. A początkowo podejście rodziców było sceptyczne. A to że jedno dziecko mają, a to że co ja z tym sprzętem będę w zimie robił, w efekcie usłyszałem, że mam iść na kurs, gdzie uczą jeździć, a nie zdawać prawko - tak też zrobiłem (tu w pełni świadom kryptoreklamy po raz kolejny pozdrawiam instruktorów z "Kulikowiska")
Majówkowa wycieczka – o której wspominałem w poprzednim wpisie – zaprowadziła mnie na południe, gdzie mieszka moja rodzina. Czasu nie było dużo, osób do odwiedzenia za to wręcz przeciwnie. Jako podstawowe i oczywiste do odwiedzenia obrałem oczywiście cmentarz. Kupiłem znicz, wsiadłem na CeBRę i pomalutku przetoczyliśmy się alejkami. "Pochwaliłem się prawkiem i sprzętem (Dziadkowi- wieloletniemu motocykliście - któremu zawdzięczam moją miłość do motocykli zaszczepioną w dzieciństwie). Następnego dnia byłem u Babci z Rodzicami. Mówiła, że była u Dziadka i "opowiadała", że przyjechałem i to na motocyklu. Tata się uśmiechnął i powiedział, że ja też byłem, razem z motongiem. Z oczu Babci (która również w młodości nie omijała wycieczek motocyklowych popłynęły łzy radości i wzruszenia).
Odjeżdżając do Warszawy z domu drugiej Babci rozgrzałem sprzęta, pożegnałem się, ubrałem resztę ciuchów i wjechałem na wąską uliczkę prowadzącą w dół do głównej drogi. Dałem jej dwa razy do odciny... Babcia zapytała Rodziców, czy coś się stało z motocyklem? Mama odpowiedziała, że motocykliści żegnają się w ten sposób i że po prostu Ich pozdrawiam. Na dole dałem jej jeszcze raz do odciny, z oczu Babci popłynęły łzy wzruszenia...
I choć nie jest tak, że w domu wypychają
mnie, żebym szedł latać, choć martwią się o mnie i zdarzało się
"nie leć dzisiaj sprzętem, jest mokro deszcz pada, jedź metrem",
albo "weź samochód my nigdzie nie jedziemy, a pogoda
koszmarna" to wiem, że dobrze mnie znają i rozumieją, że to
daje mi szczęście.
W moim życiu zupełnie niezależnie od
moto-pasji pojawiła się również kobieta,
która mimo pewnych początkowych drobnych obaw ma mnie
chyba za rozważnego motonitę, bo z chęcią wsiada na "plecaczek" i
jeździ na bliższe i dalsze wycieczki. Ufa mi, a ja tego
zaufania bardzo nie chciał bym stracić, bo jak pewnie wielu z Was
wie ten Ktoś przytulony do Waszych pleców w długiej trasie
i te iskierki w oczach oraz wypowiedziane słowa "latamy dzisiaj
?" są nieporównywalne z niczym innym.
Przez dłuższy czas nie miałem okazji polatać ( o tym co i jak
i dlaczego napiszę jeszcze). Po małym latanku gdy spotkałem
się z moją Dziewczyną usłyszałem "po Tobie to od razu widać, że
jeździłeś". Hehe co ja to mam na czole wypisane? Nie... w
oczach.
Zróbcie wszystko, żeby
Wasze rodziny wiedziały co robicie i oswajajcie Ich z tym. Może
nie pokochają motocykli, ale zrozumieją, że nie można nie robić
czegoś co się kocha.
Komentarze : 11
Ja ostatnio latałem na swoim Bzyczku jak progu zwalniającego nie zauważyłem:-)
Hm... słyszałem o przypadkach ukrywania moto przed żoną, ba, sąsiad nie powiedział swojej o maxi skuterze, więc przed rodzicami tym bardziej można ...
Odnosząc się do kwestii latania - tylko ten co miał przyjemność zasmakować jednego i drugiego będzie wiedział czemu śmiganie na moto ma tak wiele z latania ;-)
Zresztą - obie formy "poruszania duszy" mają swoje wady i zalety ;-)
Pozdro
Raz jeszcze dzieki za komentarze, pozdrowienia zostana przekazane ;)
Do PinKee:
1- myse ze latanie na motocyklu jest tak popularnym okresleniem, ze weszlo do kanonu.
2-mozesz wierzyc badz nie ale nie jest to naciagane. Napisalem o znanych mi przypadkach i faktycznych historiach.
3-kazdy ma prawo do wlasnej opinii (jak pojezdzisz troche po Wawie stojac w korkach i szukajac jakiegokolwiek miejsca parkingowego w promieniu kilkudziesieciu metrow od celu po czym za nie slono zaplacisz, to pewnie zmieni Ci sie optyka)
4-jak juz jestesmy tacy poprawni jezykowo, to jako motocykliscie nie musze Ci chyba mowic, ze motor to jednostka napedowa znajdujaca sie w roznego typu pojazdach silnikowych, natomiast to o co Ci zapewne chodzilo - kto jak kto ale my motocykliści nazywamy MOTOCYKLEM...
Jak tak czytałem Twój artykuł, to odnosiłem wrażenie, że Ty jesteś nie motocyklistą, a pilotem jakimś :P Na motocyklu się jeździ, a nie lata - latać można samolotem, śmigłowcem, lotnią, szybowcem, ewentualnie na miotle (z tym że tylko panie i Harry Potter) :P To tyle słowem chamskiego wstępu :)
Odnośnie meritum, uważam, że rodzice mogą zupełnie zasłużenie mieć pretensje, kiedy dziecko kupuje motocykl. Ale te sytuacje, które przytoczyłeś na wstępie, to chyba są troszkę naciągane, bo nie chce mi się wierzyć, żeby ktoś ukrywał przed rodzicami, że ma motor :) Nie będę się wyłamywał i też napiszę, że moja mama byłą przeciwna mi kupującemu motocykl, ale tak jakoś wyszło, że w końcu pożyczyła mi nawet na niego część pieniędzy :D
Osobiście uważam, że pozbywanie się auta na rzecz motoru to chybiona decyzja, ale w Warszawie to już nie tak koniecznie :)
Fajny tekst i fajna rodzina. Miałem kumpla - najlepszego przyjaciela od pieluchowych lat - matka broniła mu dostępu do motocykla używając właśnie słów z Twojego tytułu. Zginął jadąc samochodem, na siedzeniu pasażera. Co komu pisane...
Latałem 50 tkami i nadszedł czas na mojego kochanego fazera... :) kupiony po kryjomu i rozkminka co powiedzą rodzice... była nawet ugadana z kumplami ściema że to jednego z nich ale teraz przyzwyczaili sie i wiedzą że swietnie ogarniam sprzet, dbam o niego i o siebie wiec jest luz :) pozdrawiam i LWG
Ech, tak to jest - znam to. U mnie ograniczeniem jest generalnie brak kasy. Planujemy kupić z żoną mieszkanie i między tym kupnem a drugim dzieckiem coś się uda wykombinować.
Mi miłości do dwóch kółek nie miał kto zaszczepić. Jakoś tak samo sie stało.
Na razie jeżdżę 50 i jeszcze przez parę lat musi mi to wystarczyć... Szerokości...
mmm pozazdrościć Ci można dziewczyny :)) też chciałbym taką!
5/5 za autentyczność. Pogratulować rodziny, a jeszcze bardziej pogratulować rodzinie.
Kategorie
- Na wesoło (652)
- Nauka jazdy (7)
- O moim motocyklu (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)