05.12.2011 23:22
Nie pieść się z nią, tylko wypchnij jak facet
Dzień zaczął
się zupełnie inaczej niż każdy inny. Po przebudzeniu ujrzałem
przed oczami sportową maszynę kolegi na której odwiedził
mnie dnia poprzedniego. Przystąpiłem do zwykłych codziennych
czynności, lecz cały czas czułem tęsknotę za ślicznym plastikowym
sprzętem. Nie wytrzymałem pobiegłem do komputera szukając kursu
na prawko. Po kilkudziesięciu przeczytanych postach na kilku
forach zorientowałem się w sytuacji na rynku. Zapadła decyzja
– Kulikowisko.
Czas oczekiwania na
rozpoczęcie kursu minął dość szybko i zaczęło się. Już na
pierwszych zajęciach z teorii wiedziałem, że nie będę się na nich
nudził. Masa informacji: jak działa amortyzacja, jakie płyny w
lagach i dlaczego, co to przeciwskręt i po co to, to tylko kilka
tematów. Potem kilka zajęć odnośnie przepisów i
znaków. Na końcu zajęcia z chemii i ratownictwo.
Praktyczna część kursu przerosła moje
najśmielsze oczekiwania. Wielki plac, sporo różnych maszyn
i instruktorzy biegający między motocyklami poprawiając co chwilę
nasze błędy. Po krótkim „wywiadzie” na czym
jeździłem, kiedy itd. przydzielono mi motocykl. Maly hopper 125
ccm. Ze skwaszoną miną wsiadłem na to ustrojstwo. Odpaliłem i
zacząłem kręcić kółka. Potem slalom między oponami, slalom
na stojąco, sla… chłopaki zawołali mnie do siebie. Kazali
zamienić owego potwora na Suzuki GS 500. No wreszcie byłem
odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Po kilku
kółkach przyzwyczaiłem się do „nieco” większej
mocy, czując się jak główny bohater filmu Renegat.
„Dobra teraz się rozpędź i wbijaj 3, potem przed zakrętem
hebel i z między gazem 2”. W teorii to banalne, ale
pierwsze razy były dość żałosne. Jeszcze dobrze nie wyćwiczyłem
między gazu a ty… „Rozpędź się, i wypychaj
kierownicę jedną ręką”. Ok. banał. Rozpędzam się, zaczynam
wypychać kierownice i oooooo ku*** zaraz się
wy…wróce! Kierownica w jedna, motocykl w drugą, ja
balansuję ciałem, a w myślach „zabić mnie chcą”! Po
chwili. „Nie pieść się z nią, tylko wypchnij jak
facet”. Myślę sobie – albo dam radę, albo się zabiję.
No i łapa mocno do przodu, motocykl zaczyna się pochylać w drugą
stronę, ja nie walcząc z nim gładko zaczynam skręcać. WOW!!!
Przeciwskręt! Ale jazdeczka. Zaczynam latać dookoła placu coraz
szybciej wchodząc w zakręty. Rewelacja. Kolejne porady, jeżdżę
coraz szybciej a nawrotka jest coraz węższa. Czuje się dobrze i
pewnie. Wiem co chcę zrobić i raz po raz się to udaje. Jestem
mega zajarany. Po kilku kolejnych zajęciach nadchodzi czas
wyjazdu w miasto...
Z chłopakami
zdążyłem się już zakumplować, zresztą na kursie panuje mocno
koleżeńska atmosfera. Jaram się każdą godziną nauki pod ich
okiem. To prawdziwi fachowcy, nie kleje ósemek przez 4/5
kursu jak moi kumple w innych szkołach. Nie czepiają się o
rozpędzanie się i zabawę biegami, wręcz przeciwnie sami
mówią co i jak robić żeby było dobrze. Pierwsze miasto i
szok. Latam po Warszawie samochodem prawie codziennie od 7 lat. A
tu: „Skręć w lewo”, „Po co kierunkowskaz?
Wyłącz”, „Omiń samochody, dlaczego bez
kierunkowskazu?”, „W prawo miałeś jechać, nie
mówiłem że na skrzyżowaniu ze światłami”,
„Dlaczego stoisz na dwójce?” ehh. Miałem
serdecznie dość jazdy i całego kursu, czułem się jak dziewczynka
na rowerku z doczepianymi kółkami, która wszystko
robi źle. No ale po to byłem na kursie, żeby to poprawić. Kolejne
jazdy – wziąłem sobie do serca wcześniejsze porady i
starałem się do nich stosować. Niby ok, ale okazało się że
„Ale co masz takie ręce usztywnione? Nogami się trzymaj, a
nie rękami!” „Co tak latasz przy zatrzymywaniu?, Co z
między gazem?” I znów „Trzymaj się nogami przy
hamowaniu, dlaczego przechylasz motocykl?!”. Myślę
„ehh nie dość, że stres to jeszcze instruktor na plecaku i
dziwi się, że mi się maszyna przechyla. Koszmar jakiś!”.
Jedyne co utrzymywało mnie w uczuciu względnego optymizmu to
zaufanie do chłopaków i tego, że wiedzą co robią, w końcu
to profesjonaliści. Po kilku godzinach na mieście zacząłem się
czuć dobrze i dość pewnie. Oczywiście nadal korygowali moje
błędy, ale było ich już mniej. Miałem również okazję
przekonać się dlaczego w korku fajnie być motocyklistą ;). Kurs
się skończył, była połowa listopada, na dworze coraz zimniej
– pora zapisać się na egzamin, żeby go zdać w tym roku. W
przyszłym sezonie chce się martwić tym jaką maszynę kupić, a nie
zdawaniem egzaminów. Zapisałem się na egzamin na początek
grudnia…
Komentarze : 13
Mój przedmówca - Radek - jest instruktorem, z którym przejeździłem prawie wszystkie jazdy na mieście. Tyle błędów ile musiał ze mną przeżyć wiemy tylko my... Dziękowałem osobiście, ale dziękuję również za pośrednictwem tego bloga Radku. Za wszystkie cenne wskazówki i na uczenie nie tylko tego jak zaliczyć 40 minutowy egzamin, ale też jak zachowywać się i zwiększyć swoje szanse w miejskiej dżungli! Jedno jest pewne - do zobaczenia w sezonie na doszkalaniach :)
PS. Teraz moje odczucie wewnętrzne jest takie, że mogę jechać sam, mogę też z plecakiem - nic szczególnego. Czy osoby które psioczyły na jazdę z instruktorem - plecakiem mają ten sam komfort psychiczny?
Przepraszam, ale śmieszą mnie komentarze osób, które nie mają pojęcia, o czym piszą. Nie jeździli na kursie z instruktorem na jednym motocyklu, ale wiedzą, że to ZŁOOO!
Piotr84, jeżeli chcesz, to poproszę moje kursantki, żeby wyraziły tu swoją opinię o jeździe z cięższym od siebie instruktorem na YBR 125. To, że raz w życiu jechałeś z facetem na plecaku, nie predestynuje Cię do takiego krytykowania tego typu nauki. Jak sam napisałeś,Twój kolega zachowywał się strasznie. A może było w tym trochę Twojej winy? Może po instruktażu przed jazdą byłoby lepiej? Może walił Cię kaskiem, bo nie było dostatecznie płynnie?
Ja przejeżdżam w sezonie jako plecak ok 25 tyś. km i jak na razie tylko raz zdarzyło mi się złapać kursantkę za pierś. Grunt, że wyhamowaliśmy ;-)
Przepraszam Jerry, bo to w końcu Twój blog.
PzDDR
CBR 600 prawdopodobnie F4, nie wykluczam wersji sport. O RRkach raczej nie myślę.
luzik:)tylko pisze jak ja to widzę.To co na pierwsze moto:D?
To pewnie jest tak, że każdy ma swoje doświadczenia i co innego mu odpowiada. Oczywiście, że samemu jeździ mi się wygodnie, ale jak będę musiał podwieźć gdzieś ziomka 100 kg wagi, to nie będzie to dla mnie zaskoczeniem ;)
Co do "to mówi samo za siebie że Ci przeszkadzają" - przeszkadzali nie dlatego, żen ie potrafią jeździć jako plecaki, tylko, żeby pokazać jak "nieogarnięty" plecak może się zachować.
Nie ma co kruszyć kopi - cieszę się, że te doświadczenia nabyłem, ale nikogo nie zmuszam...
Zgadzam się z przedmówcami w kwestii latania z plecakiem. Małe dziewczyny mają gorzej. Na kursie instruktor nie pakował mi się na kanapę, a ja również nikogo obecnie na nią nie zapraszam. Z prostej przyczyny, nie mam tyle siły, by utrzymać moto w pionie na postoju z siedzącym na nim pasażerem. Jestem niska, nogi mam krótkie, wolę nie ryzykować.
Na kursie na miasto wyjeżdżaliśmy na dwóch motocyklach, ja na swoim, instruktor na swoim i wydaje mi się, że to lepsze rozwiązanie. Człowiek od razu uczy się myśleć do przodu, bo wie, że nikt za niego nie zrobi nic, nie można panikować, nie można kozaczyć, przecież wieziesz SIEBIE, odpowiadasz za siebie.
Pisz jak na egzaminie, bom strasznie ciekawa :-) Fajnie czytać, zwłaszcza, że sama niedawno to przechodziłam :-)
hehe a tak siedząc z tyłu to co niby za piersi ją złapie żeby zahamować?:)wiesz nie wyobrażam sobie żeby laska/młodzik nikłej postury ogarniała/ł na początku moto z pasażerem to jak porywać się na kierowanie wywrotki nie mając prawka B lepiej nowych dodatkowo nie stresować w szczególności przyszłych motocyklistek wiadomo że mają mniej siły:)a i tak one pasażerów nie biorą:P.Kiedyś kumpla wiozłem koszmar prostował sie jak kołek i walił mnie kaskiem po grzbiecie:P,coś krzyczał:),zero stabilności.A z dziewczynami miód malina się śmiga lepiej to ograniają ciągniesz do odciny a ta nic:D.Złap podstawy na własnym moto później lataj z plecakiem."wiem jakie numery ktoś mi może wywinąć i jak na to reagować/kontrować" to mówi samo za siebie że Ci przeszkadzają prawdziwego "plecaczka" nie powinieneś poczuć że siedzi z tyłu i nigdy nim nie będzie chłop:P
Piotr nie zgodzę się z Tobą. Samemu jeździ mi się miodzio, ale dzięki temu potrafie też z plecakiem, wiem jakie numery ktoś mi może wywinąć i jak na to reagować/kontrować... Ponadto wyobraź sobie tą panienkę spanikowaną słyszącą na słuchawce Stój, kur** stój i bezradnego instruktora widzącego jak ta dziewczyna wjeżdża pod autobus marki Ikarus... Jak się na uczysz w trudniejszych warunkach, to w łatwiejszych dasz radę tym bardziej.
''to jeszcze instruktor na plecaku'' ??to nie jest najlepsza opcja dla świeżaka szkoda że jakieś kobiecie nie siądzie kawał chłopa na tył Ybr125 i każe się wozić...taki balast może każdego nowego zniechęcić
morham - Dzięki za zwrócenie uwagi. Tekst edytowany i poprawiony. To mój pierwszy blog, oraz pierwszy tekst i tak skupiając się na treści zapomniałem o formie ;)
Mam nadzieję, że kolejne wpisy będą coraz bardziej udane i przyjemnie będzie się je Wam czytało.
Wpis fajny i ciekawy ale...
1) Akapity - to nie boli a sprawia, że tekst nie wygląda jakby go ktoś wypuścił z 4 liter.
2) Jeżeli przeklejasz tekst z Worda bądź innego ustrojstwa - najpierw wrzuć go do notatnika - wyczyści Ci formatowanie (patrz tytuł wpisu).
Pzdr.
Dzieki za info. Jestem juz po egzaminie. Ale o tym w kolejnej opowiesci, jesli ta Wam sie spodoba. Pozdrawiam.
nie chce Cie martwić... mam nadzieje że sie mylę ale jakiś czas temu było w TV że w 2012 roku nie będzie można zdawać w Polsce prawa jazdy KAT A bo naszym politykom jak zwykle pojebało sie ładnie i źle ustawe napisali. Wejdz na forum w zakładke PRAWO i tam coś o tym było. Pisze dlatego że może warto by było ruszyć sie na ten egzamin jeszcze w tym roku puki pogoda sprzyja i sniegu nie ma.
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (7)
- O moim motocyklu (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)